jacekpiekara jacekpiekara
1240
BLOG

Jak Kaczyński do Lisa, to Wałęsa do Urbana

jacekpiekara jacekpiekara Polityka Obserwuj notkę 3

 Setnie rozbawił mnie pomysł Platformy Obywatelskiej, żeby debata pomiędzy liderami partyjnymi - Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem - odbyła się w czasie programu Tomasza Lisa, ponieważ jak powiedział któryś z platformerskich dowcipnisiów jest to dziennikarz „gwarantujący wiarygodność“. Zbitka słów „Lis“ i „wiarygodny, czy „Lis“ i „rzetelny“ jest tak przezabawna, że słysząc ją, można spaść z krzesła ze śmiechu. Bowiem nawet biorąc pod uwagę stopień sprostytuowania polskiego światka dziennikarskiego, to właśnie Lis jest dla wielu ludzi symbolem dziennikarza stronniczego, w dodatku obsesyjnie nienawidzącego formacji, której liderem jest Kaczyński(jeżeli ktoś nie wierzy radzę poczytać „Wprost“, najlepiej numery, które ukazały się zaraz po objęciu stołka naczelnego przez Lisa). Jarosław Kaczyński oczywiście może zaryzykować, wiedząc, że będzie miał przeciw sobie Tuska, Lisa, odpowiednio wytresowaną publiczność (zapewne spędzonoby na ten „seans nienawiści“ platformerskie Tuskjugend) i kto wie, czy nie teatralnie przygotowany scenariusz rozgrywki. Jeśli z podobnej kampanii wyszedłby zwycięsko zasłużyłby na wielkie brawa, ale przy takiej przewadze wroga, wiktoria graniczyłaby z cudem. Poza tym uważam, że należałoby rozważyć kwestię, czy z ludźmi podobnymi do Lisa (czy też Liza, jak chce Rafał Ziemkiewicz) w ogóle należy rozmawiać. Być może osobników pokroju Lisa, Jacka Żakowskiego (pomyśleć, że takie ładne imię utaplał ten facet w ekstrementach!), Janiny Paradowskiej, sfory z „Gazety Wyborczej“ i reszty tego postkomunistyczno - salonowego towarzycha, politycy PiS-u powinni po prostu ignorować. Traktować jak jazgoczące gdzieś zza płotu wściekłe kundle. Ani nie próbować ich głaskać i obłaskawiać ani nie rzucać w nie kamieniami. Po prostu całkowitą obojętnością zaprzeczać ich istnieniu :).

W Polsce została ustalona dziwaczna moda na obrażanie się na polityków, którzy nie chcą brać udziału w pewnych programach lub rozmawiać z pewnymi mediami. Zabawne jest to, że wychwytywane są zazwyczaj jedynie odmowy polityków PiS-u, a przecież doskonale wiadomo, że Tusk przez cztery lata uciekał przed wywiadem w „Rzeczpospolitej“, nie sądzę też, by ktokolwiek z jego rządu chciał rozmawiać z dziennikarzami „Gazety Polskiej“, a sam Tusk pewnie nie przybiegłby do „Naszego Dziennika“ lub telewizji „Trwam“. Z drugiej strony śmiem wątpić, czy którykolwiek z PiS-owskich notabli zgodziłby się na wywiad dla „Przeglądu“ (osobiście nazywam to pismo "postubeckim", bo przymiotnik "postkomunistyczny" wydaje mi się w tym wypadku za mało obrazowy), nie mówiąc już o „Nie“ Urbana. Tak więc pogódźmy się z tym że politycy mają swoje sympatie oraz antypatie. Ich święte prawo rozmawiać z tymi, z którymi rozmawiać chcą,bo nie słyszałem, by w jakimkolwiek kodeksie zapisano posłom lub partyjnym liderom obowiązek pojawiania się w mediach, nie mówiąc już o konkretnych tytułach prasowych, telewizyjnych czy radiowych. A przecież, założę się, że w kontrolowanych przez PO środkach przekazu zaraz zacznie się przedstawienie cyrkowe pod tytułem „Lament na złego Jarosława, co dobremu Donkowi spotkania u uczciwego Tomka odmawiał“(ha, pomyśleć, że udało mi się napisać zdanie, w którym każdy przymiotnik jest wielce zabawny :).

Warto również zauważyć, że w dzisiejszych czasach pojawiła się szeroka gama możliwości kontaktowania się z wyborcami poza oficjalną strukturą medialną (przede wszystkim dzięki Internetowi). Z uwagi na konkurencyjność stacji telewizyjnych istnieje także możliwość wygrywania jednej z tych stacji przeciw drugiej (tak jak kapitalnie rozegrały sprawę debaty PiS, Polsat i TVP Info, niwecząc wysiłki Tusk Vision Network i rozmową z Kaczyńskim „nakrywając“ pijarowski cyrk przygotowany przez PO oraz TVN).

Pomysł Kaczyńskiego, by przeprowadzić debatę, czy debaty z Tuskiem na neutralnym gruncie i oferować możliwość transmisji wszystkim chętnym stacjom telewizyjnym jest, moim zdaniem, idealnie trafiony. Prowadzących mogą w takim wypadku wybrać zarówno PO i PiS, a wtedy przecież „redaktor Tomek“ spokojnie może wziąć udział w programie jako przedstawiciel, czy reprezentant POpaprańców, do czego wydaje się WPROST idealnie pasować. Mówiąc już całkowicie serio, trzeba wyraźnie podkreślić jedną sprawę: gospodarz programu ma być kimś w rodzaju arbitra oraz moderatora, a cechami koniecznymi arbitra są neutralność oraz akceptacja przez obie strony sporu. Jeżeli Tomasz Lis, który od lat działa na podobieństwo histerycznego ratlerka ze złością obsikującego PiS-owskie nogawki, nagle pragnie, aby wszyscy zaakceptowali go jako niezależnego dziennikarza i arbitra, to sorry... Trzeba było pomyśleć wcześniej o tym, by w konflikcie politycznym być obserwatorem i komentatorem, nie stroną!

A teraz pozwolę sobie na wszelki wypadek wytłumaczyć, jaka idea przyświecała mi przy wyborze tytułu tekstu (może tłumaczę „oczywistą oczywistość“, ale tak na wszelki wypadek...). Otóż miałem na myśli, że zaproszenie Kaczyńskiego na debatę z Tuskiem do Lisa można porównać z hipotetycznym zaproszeniem w latach 80-tych Lecha Wałęsy na spotkanie z Jaruzelskim prowadzone przez ówczesnego rzecznika rządu Urbana. Pełen obiektywizm dyskusji byłby gwarantowany, czyż nie? Swoją drogą szkoda, że Platforma nie zaproponowała Kaczyńskiemu debaty w programie Paradowskiej. Byłoby jeszcze zabawniej...

 

Jacek Piekara    

Niepoprawny. Wierzący w słowa Herberta, mówiące że "Pan Cogito chce stanąć do nierównej walki. Zanim nadejdzie powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka